poniedziałek, 25 marca 2013

Szampony ALTERRA - jedna seria, różne efekty

Dziś na podstawie dwóch kosmetyków pokażę, jak skrajne mogą wzbudzać emocje. Wezmę pod lupę dwa szampony rossmanowskiej serii ALTERRA bez silikonów:
1) ALTERRA Koffein-Shampoo - szampon Biotyna i Kofeina
2) ALTERRA Feuchtigkeits-Shampoo - szampon Granat i Aloes



Oba można dostać w każdym Rossmanie w cenie 7-9zł (bywają promocje), co przy niskiej wydajności jest dość wysoką ceną za butelkę 200ml. Szampony z tej serii są polecane dla wegan i eko-ludzi - nie zawierają substancji pochodzenia zwierzęcego, sztucznych barwników, konserwantów i zapachów, a część składników pochodzi z upraw kontrolowanych biologicznie. Ile w tym prawdy - nie wiem, tym bardziej, że zapach obu szamponów jest raczej chemiczny (jeden ma lekko ostry nieokreślony zapach, a wersje z granatem pachnie cukierkowo-owocowo) choć producent podaje, że pochodzi z naturalnych olejków eterycznych. Nieważne ;-)

Stosowałam oba szampony dość regularnie i ich działanie jest skrajnie różne, co pozwoliłam sobie zamieścić w formie tabelki niżej (kliknij, by powiększyć):



Kolor i konsystencja - po lewej wersja z biotyną i kofeiną, po prawej granat i aloes.

Niestety wydajność obu szamponów jest bardzo słaba - ze względu na skład kiepsko się pienią, trzeba je rozcieńczać z wodą (najlepiej w kubeczku).
Szamponu z biotyną i kofeiną absolutnie nie polecam; ten z granatem i aloesem jest niezły, ale daleko mu do ideału. Stosowany na dłuższą metę jako jedyny szampon po jakimś czasie sprawiał, że włosy były przyklapnięte i bez energii.

Więcej szamponów ALTERRA nie testowałam, może kiedyś się skuszę.

środa, 20 marca 2013

Eve rozdaje :-)

Od kilku miesięcy obserwuję bloga Eve (zwariowanej testerki i posiadaczki naprawdę imponujących włosów), o czym zresztą wspominałam nie raz :-) 
Aktualnie na Jej blogu trwa konkurs-rozdanie:

 
Powodzenia!

wtorek, 19 marca 2013

Co mi zrobiło na głowie kuku...

W jednym z postów wspominałam o pewnym szamponie, który narobił niezłego bałaganu na mojej głowie. Dziś dokonam aktu straszliwego – napiszę bardzo niepochlebną opinię o szamponie, który ma generalnie bardzo ładne recenzje ;)

PHARMACERIS Specjalistyczny szampon przeciwłupieżowy do skóry łojotokowej – łupież tłusty

Jakiś czas temu zmagałam się z jakąś bliżej nieokreśloną odmianą łupieżu tłustego (to taki, który tworzy tłustą warstwę na skórze głowy, którą można zdrapać grzebieniem albo paznokciem; nie łuszczy się i nie osypuje jak zwykły łupież znany z reklam Head & Shoulders). Generalnie moje włosy lubiły się trochę przetłuszczać – musiałam je myć codziennie lub najpóźniej co drugi dzień, dlatego sięgnęłam po pierwszy szampon PHARMACERIS – zieloną wersję do włosów przetłuszczających się (pełna nazwa to PHARMACERIS Specjalistyczny szampon normalizujący do skóry łojotokowej). Całkiem dobrze sobie radził z myciem i pielęgnacją, włosy przetłuszczały się mniej (mogłam myć nawet 3 dnia i jeszcze nie było tragedii), no ale wydenkował się i trzeba było udać się do apteki po zapas. Akurat tej wersji zielonej nie mieli, a farmaceutka strasznie polecała ten do łupieżu tłustego (niebieski) – postanowiłam zaryzykować i wzięłam, tym bardziej, że opinie na Wizażu były całkiem całkiem (dużo lepsze niż wersji do włosów przetłuszczających się).

Po kilku myciach okazało się jednak, że ten szampon nie pomaga na nic, a do tego sieje spustoszenie. WŁOSY WYPADAŁY GARŚCIAMI! Wyciągałam je pasmami. Nigdy nie miałam takiej reakcji na szampon czy odżywkę. Dużo włosów wypadło, zaczęły się wręcz przerzedzać, aż dnia pewnego rodzicielka, zmęczona moimi pojękiwaniami przy każdym czesaniu, zapytała z troską: a może to przez ten nowy szampon? Zapaliła mi się czerwona lampka, no że też nie przyszło mi to do głowy wcześniej. Szampon odstawiłam natychmiast, zastąpiłam innym i... po jakimś czasie wypadanie wróciło do normy (ubolewam, że nie mogę powiedzieć, że zniknęło całkowicie). Straciłam sporo włosów i ponad 25zł za szampon, który zużyłam do połowy. Moja skóra i włosy go po prostu nie polubiły.

Zdjęcie winowajcy:

I z bliska, en face:

Niech będzie przeklęty i odda mi moje włosy!

Baby hair pod lupą (zdjęcia)

Baby hair rosną jak na drożdżarzach, niedawno nie było ich widać, gdy robiłam zdjęcia, ale teraz już mogę się pochwalić :-) Nie umiem obsługiwać tego aparatu, dlatego zdjęcia takiej a nie innej jakości.
W rzeczywistości kłaczków jest więcej i rosną nawet gęsto (część jest jeszcze dość krótka i gubi się na tle długich włosów lub jeszcze jest pod nimi), najwięcej jest po bokach głowy. Ostatnio już rezygnuję z upinania włosów w kucyk, bo wszystko sterczy i nawet kosmetyki do stylizacji nie bardzo pomagają ;-)


Mam nadzieję, że szybko podrosną i się nie połamią :-)
A skoro już zaczęłam się chwalić, to dodam jeszcze, że chociaż ostatni raz byłam u fryzjera bodajże we wrześniu, to nie mam ani jednej rozdwojonej końcówki :-)

A poza tym wracam do Jantara.

poniedziałek, 18 marca 2013

OOO PERVOE RESHENIE - tonik przeciw wypadaniu - recenzja

Ziołowy rosyjski tonik właśnie mi się wydenkował i trochę mi z tego powodu smutno :-(
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - czas na recenzję!

Tonik kupiłam na początku roku w sklepie Kalina [klik

SKŁAD:
Aqua with infusions of extracts: Carum Carvi, Quercus Robur Cortex, Persicaria Hydropiper, Acorus Calamus, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Benzyl Alcohol.

Jak widać w składzie ekstrakty z: kminku zwyczajnego, kory dębu szypułkowego, rdestu, tataraku. Na końcu kwas benzoesowy i sorbowy (konserwanty), alkohol benzylowy (też pewnie jako konserwant).

Tonik ma konsystencję wodnistą, zupełnie rzadką, nie jest lepki, nie skleja włosów. Kolor lekko brudny (jak napar ziołowy), zapach bardzo przyjemny - ziołowo-kwiatowy, delikatny. Opakowanie jest solidne, nie przecieka, zakrętka ma dozownik i można ją łatwo odkręcić.




Preparat testowałam od 23. lutego, wcierałam go w skórę głowy dwa razy dziennie (rano i wieczorem). Aplikowałam strzykawką (2-2,5 ml) na przedziałki, wmasowywałam opuszkami palców, a potem jeszcze chwilę masowałam skalp szczotką Tangle Teezer.

A teraz szybciutko - bardzo go polubiłam. Już na dzień dobry spodobał mi się zapach, a potem było tylko lepiej; po nałożeniu włosy są miękkie i lśniące, odbite u nasady, wyglądają świeżo. Ogranicza przetłuszczanie się włosów, daje uczucie lekkości i świeżości. Zniwelował swędzenie skóry głowy. Nie wiem, czy mam po nim nowe baby hair, ale na pewno te po Jantarze szybko urosły. 

Szczerze polecam, na pewno wrzucę go do koszyka robiąc kolejne zakupy! Jest całkiem wydajny (150 ml) i w bardzo atrakcyjnej cenie (w sklepie Kalina kosztuje tylko 11zł).

piątek, 15 marca 2013

Konkursowo!

Biorę udział w konkursie organizowanym przez Caravely na blogu http://blondregeneracja.blogspot.com :-)

 

Powodzenia wszystkim uczestniczkom!

JOANNA z Apteczki Babuni – krótka recenzja

Od około miesiąca po prawie każdym myciu stosuję balsam nawilżająco-regenerujący bez spłukiwania firmy Joanna z serii Z Apteczki Babuni. Przeznaczony jest do włosów suchych i zniszczonych, a swoim składzie zawiera ekstrakt z miodu i proteiny mleczne.

 

Nie ukrywam, że zachęciła mnie do niego cena i dostępność – w ROSSMANIE kupiłam go za około 5 zł (200 ml). Nie ukrywam też, że lubię produkty polskich producentów.

Pierwsze kilka aplikacji przyniosło pewne rozczarowanie. Włosy były nijakie, nie wyglądały na nawilżone czy wygładzone. Jednak nie poddałam się i było lepiej. Balsam trochę usztywnia włosy, dzięki niemu są sypkie i nie strąkują się. Jakiegoś większego nawilżenia czy regeneracji nie zauważyłam.

Po ostatnim farbowaniu indygo postanowiłam coś przetestować. Moje włosy mają dużą tendencję do falowania (TU na pierwszym zdjęciu widać, jak potrafią się zakręcić), a balsam ten jest ponoć polecany przez kręconowłose. Czemu nie spróbować? ;-)
Po umyciu włosów osuszyłam je ręcznikiem harmonijkując, wgniotłam balsam 2/3 długości i nie rozczesałam. Efekt był bardzo ładny – miękkie i lśniące falo-loki. Nie udało mi się uzyskać takiego efektu po odżywkach ALTERRA, więc to pewnie zasługa balsamu (i farbowania indygo - po nim moje włosy są podatniejsze na stylizację). Teraz żałuję, że nie miałam czasu, by zrobić zdjęcia, ale postaram się nadrobić.

A właśnie - moje niezdecydowanie nie zna granic. Pewnie jak większość kobiet chciałabym mieć włosy jednocześnie idealnie proste, jak i pięknie falowane. Najlepiej tak, by zmieniały się natychmiast, bez żadnego prostowania czy nakręcania na wałki. Nie wspominam o trwałości niezależnie od pogody ;-) Niestety tak się nie da – moje włosy nigdy nie były i nie będą lejącą się, lśniącą taflą, ani też burzą fal i pukli jak po stylizacji u dobrego fryzjera. Chyba muszę się zadowolić tym, co mam...

czwartek, 14 marca 2013

Paznokciowo-odżywkowo i włosowo (koczek)

Dla odmiany post nie o włosach. Muszę się koniecznie podzielić informacją o odżywce do paznokci Clovervita NAIL ENERGY oraz NAIL VITA Microcell 2000 ;-)
Ta pierwsza wpadła mi w ręce kilka lat temu za sprawą koleżanki-kosmetyczki. To był strzał w dziesiątkę!
Zawsze miałam bardzo cienkie paznokcie, miękkie jak papier (mogłam je wyginać w każdą stronę), zadzierające się na brzegach. Testowałam wiele odżywek, olejków i innych preparatów-cud, które miały mi zapewnić piękne, mocne i długie paznokcie. Pic na wodę ;-) Niektóre wysuszały płytkę tak, że potrafiła się złamać jak sucha gałązka. 
Odżywka Clovervita NAIL ENERGY uratowała moje (i nie tylko) paznokcie. Stosowałam w następujący sposób:
- dzień 1: dokładnie czyścimy paznokcie, nakładamy jedną warstwę odżywki (ma formę bezbarwnego lakieru)
- dzień 2: na starą warstwę nakładamy nową
- dzień 3: zmywamy całość, nakładamy znowu nową warstwę odżywki i tak dalej...
Już po paru tygodniach widziałam super efekty, paznokcie były twardsze, elastyczne i rosły jak szalone :-)  Odżywkę można też stosować jako podkład pod kolorowy lakier. Jest maksymalnie wydajna. Sprawdza się nawet jako bezbarwny lakier.

Zdjęcie pochodzi z www.dooyoo.de - niestety nie mam zdjęcia mojej odżywki, ale wyglądała tak samo.


Cena może trochę odstraszać - kupiłam ją wtedy za ok. 60zł (12ml), pewnie zbytnio nie staniała. Dla mnie te 60zł było oszczędnością - kupiłam dobrą i wydajną odżywkę, zamiast testować kilkanaście kolejnych z przedziału cenowego 5-40zł. Odżywka Clovervita jest trudno dostępna (czasem Allegro, warto szukać w hurtowniach kosmetycznych i salonach), ale jak tylko będziecie mieć okazję - kupujcie w ciemno. Poleciłam sporej ilości znajomych i wszystkie były zachwycone.

W tej chwili od paru miesięcy stosuję NAIL VITA Microcell 2000 do kupienia np. w Douglasie (ok.70zł/12ml) - jest kilka wersji (ja mam "utwardzacz" - turkusowe opakowanie), stosuje się tak samo jak Clovervita, efekty są prawie takie same (mniej spektakularne). Paznokcie rosną dużo szybciej i są twardsze. Polecam, szczególnie tym, którym nie uda się znaleźć Clovervita :-)


A przy okazji chwalę się koczkiem z wypełniaczem, zrobionym w pracy na szybko bez lustra i grzebienia - chyba nie jest źle ;-) Jak nabiore wprawy to pochwalę się lepszymi zdjęciami :-)

środa, 13 marca 2013

GREEN PHARMACY

Odbierając dziś 2 opakowania Jantara w aptece, zajrzałam do Rossmana i nie mogłam się oprzeć ;-) Kupiłam szampon z łopianem GREEN PHARMACY oraz ziołowy eliksir wzmacniający tej samej firmy. W sumie zapłaciłam 15zł, czyli naprawdę niewiele. Szampon ma ładne recenzje, myślę, że może się spodobać moim włosom i być jakimś urozmaiceniem (od ponad 2 miesięcy stosuję tylko 2 szampony na zmianę). Eliksir planuję używać przed olejowaniem, aby zwilżyć włosy, ma fajny dyfuzor, więc powinien się sprawdzić w tej roli, a podziała pewnie lepiej niż sama woda :-)

Do tego kupiłam wypełniacz do koka. Nie wiem, czy dam radę go używać (mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o fryzury), ale trzeba spróbować :-)


PS. Chciałam stosować MUMIO codziennie wieczorem, ale z powodu koszmarnego zapachu ograniczę się do paru razy w tygodniu. Po użyciu trzeba koniecznie umyć głowę (z popielniczki po kilku godzinach otrzymałam nocnik z niezbyt szlachetną zawartością), a nie chcę myć włosów codziennie, skoro tego nie wymagają...

poniedziałek, 11 marca 2013

Zaczynam przygodę z MUMIO

Zainspirowana pozytywnym opisem działania preparatu MUMIO, postanowiłam spróbować. Toniku z OOO PERVOE RESHENIE zostało mi na 3-4 użycia, więc czas wprowadzić coś nowego (nadal nie mam Jantara :-( )


MUMIO (inna nazwa to Mumijo lub Shilajit) to substancja pochodzenia naturalnego znana od wieków w różnych rejonach świata - w krajach arabskich, Mongolii, Tybecie, Indiach, na Kaukazie, Syberii czy Birmie. Pisał o niej m.in. Arystoteles oraz arabski uczony Awicenna. MUMIO można znaleźć w niewielu miejscach na ziemi, jedne z największych źródeł tej substancji znajdują się w Rosji. Do upadku ZSRR mumio było oficjalnie dopuszczone do praktyki medycznej i formie oczyszczonej było podawane pacjentom. Współcześnie mumio jest przedmiotem badań naukowców z Rosji, Gruzji i Uzbekistanu.
W stanie surowym zawiera mnóstwo substancji pochodzenia organicznego i nieorganicznego, witamin, aminokwasów, olejki eteryczne, kwasy organiczne, mikro- i makroelementy. Jeśli kogoś interesuje, co dokładnie zawiera MUMIO, odsyłam na przykład do tej strony.

MUMIO (Shilajit) polecane jest prawie na wszystko - od skaleczeń, przez złamania i choroby kości, choroby układu trawiennego, krążenia, problemy sercowe, przeziębienia itd. - spektrum działania  jest ogromne. Według źródeł bardzo pomaga także w przypadku łuszczycy oraz problemów ze skórą głowy (świąd, łupież, wypadanie włosów) i pobudza włosy do wzrostu.  
W przypadku osób chorych, MUMIO nie zastąpi kuracji przepisanej przez lekarza. Należy skonsultować się ze swoim lekarzem, gdy przyjmujemy leki (nawet te bez recepty). Przyjmując MUMIO doustnie, nie należy pić alkoholu.




MUMIO można przyjmować doustnie (w formie tabletek, które można łykać bądź rozpuszczać w wodzie, miodzie, soku czy herbacie) i stosować zewnętrznie (smarując zmienione miejsca roztworem MUMIO i przegotowanej wody).

W internecie znajdziecie mnóstwo informacji nt. MUMIO, łącznie z opiniami osób, które je zażywały (m.in. osoby chorujące na stwardnienie rozsiane, łuszczycę). Zachęcam do lektury.


Kupiłam MUMIO w tabletkach (60 szt. po 0,2 g każda), cena 19-20zł. Planuję stosować je 1 raz dziennie w formie roztworu wcieranego w skórę głowy - tabletki bardzo dobrze rozpuszczają się w ciepłej, przegotowanej wodzie, wystarczy 4-5 sztuk na 25 ml wody. Roztwór można przelać do szklanego pojemniczka i przechowywać w lodówce (tabletki mają żywiczną konsystencję i lepiej trzymać je w lodówce). 




Dziś rano nałożyłam je pierwszy raz - uwaga na zapach, jest koszmarny.  
Eve ma rację pisząc, że pachnie jak połączenie kupy i papierosów - zgadzam się w 100%! Po rozpuszczeniu kilku tabletek otrzymałam popielniczkę z petami w płynie :-) Na głowie też śmierdzi - ten smród ciągnie się za mną niemiłosiernie.

  
Nie polecam randki z MUMIO przed posiłkiem - zabije apetyt... Kiedyś straszyło się dzieci tranem - dziś straszyłabym je MUMIO :-)

piątek, 8 marca 2013

Rosną, rosną - czyli porównanie długości (zdjęcia) :-)

Ostatnio nie miałam czasu, by szczególnie poświęcać się włosom, nie mówiąc już o pisaniu, ale dziś mam czas wyłącznie dla siebie (w końcu Dzień Kobiet, prawda?), dlatego poświęciłam chwilę na małą sesję zdjęciową, a zaraz idę przygotowywać hennę - czas na farbowanie. Mam kilka dni wolnego, więc nie będę nikogo straszyć zapachem siana na głowie :-)

Poniżej porównanie długości włosów na przełomie nieco ponad miesiąca (zdjęcie po lewej - 3.lutego przed farbowaniem indygo, gdy były względnie proste, a po prawej - dzisiejsze, włosy myte na szybko wczoraj rano). Dobrze mi się wydawało, że urosły. Nie wiem, czy przyrost był większy niż normalnie, nigdy tego nie śledziłam, ale chyba zacznę - ot, dla zaspokojenia ciekawości ;-)


Nałożyłam oba zdjęcia na siebie - widać, że włosy urosły ok. 2 cm (tak na oko ;-) )


Tak wyglądają na dzień dzisiejszy:
 

Ich stan nie poprawia się tak znacząco jak na początku (a szkoda), ale widzę, że nie zbijają się w kolonie i są bardziej sypkie. Tym razem do zdjęcia tylko przeczesałam je ręką, więc widać, że nie są szczególnie splątane :-)

Zaraz idę znowu nałożyć indygo+hennę+amlę i potrzymać 2-3 godziny, żeby odżywić kolor i włosy oraz nadać im objętości. Mam wrażenie, że te półprodukty z Mazideł są trwalsze, nadal gdy myję włosy, piana jest lekko brązowawa, czyli jakiś tam kolor jeszcze jest (po KHADI nie było takiego efektu a kolor był widocznie wypłukany po 2-3 tygodniach). A może po prostu z każdym farbowaniem kolor jest trwalszy? Tak czy inaczej chcę znów użyć tej mieszanki, lubię efekt grubszych i sztywniejszych włosów po farbowaniu, poza tym chcę sprawdzić, czy wpływa na wypadanie.


PS. Nie, nie chodzę w tej samej koszulce 365 dni w roku - zakładam ją do zdjęć, jest moim punktem odniesienia ;-)

czwartek, 7 marca 2013

Podsumowanie lutego 2013

Czas na podsumowanie lutowej pielęgnacji - było skromnie, ale systematycznie :-)
- 3. lutego - farbowanie indygo+indygo+henna
- codziennie (od stycznia) kuracja odżywką Farmona JANTAR
- szampon Vichy DERCOS z Aminexilem + ALTERRA Granat i Aloes stosowane na zmianę (myłam włosy mniej więcej co drugi dzień, czasem codziennie)
- balsam do spłukiwania OOO PERVOE RESHENIE (z brzozowym propolisem) + parę razy odżywka do spłukiwania ALTERRA Granat i Aloes
- gdzieś w połowie lutego -  nawilżająco-regenerujący balsam bez spłukiwania JOANNA z Apteczki Babuni - z ekstraktem z miodu i proteinami mlecznymi. Szału nie ma, ale po nim włosy są troszkę dociążone i nie zbijają się w kolonie. Później napiszę jakąś recenzję.
- kilka razy w miesiącu - olejek wzmacniający OOO PERVOE RESHENIE
- od 23. lutego - koniec kuracji JANTAREM i początek kuracji ziołowym tonikiem OOO PERVOE RESHENIE 
- od 23. lutego wprowadzam kurację miodowo-ziołowymi ampułkami wzmacniającymi OOO PERVOE RESHENIE (1-2 razy w tygodniu)
- cały czas suplementacja SILICA; jakiś czas przyjmowałam też Calcium Pantothenicum

Starłam się nie suszyć włosów suszarką, ale zdarzyło się kilka razy - w pracy muszę dobrze i schludnie wyglądać, a nie zawsze dałam radę umyć włosy wieczorem. Jantara stosowałam zazwyczaj raz dziennie, tonik nakładam 1-2 razy dziennie - zawsze łączę aplikację z masażem skóry głowy za pomocą szczotki Tangle Teezer.

Kondycja włosów powolutku się poprawia (spektakularnych efektów nie ma, bo jak naprawić coś, co jest martwym wytworem naskórka?). Przestały się zbijać w strąki, odbiły się od głowy, urosły. Mimo stosowania wcierek, nie zauważyłam, by się mocniej przetłuszczały. Jak pisałam - pojawił się wysyp baby hair. Zastanawiam się, czy nie odwiedzić fryzjera i nie przyciąć końcówek, ale chyba jeszcze się wstrzymam.

Zamówiłam też tabletki MUMIO, nie jestem do nich zbytnio przekonana, ale zaryzykuję.

niedziela, 3 marca 2013

AMLA - recenzja

Jesienią ub. roku, zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami, kupiłam AMLĘ Dabur, czyli olej do włosów z wyciągiem z agrestu indyjskiego. Według zapewnień producenta, olej powinien polepszyć kondycję włosów, nadać im zdrowy połysk, sprężystość oraz dać wrażenie, że są doskonale odżywione. Czy aby na pewno?

SKŁAD: Light liquid paraffin, RBD Canola oil, RBD Palmolein oil, Parfume, EXTRACT,TBHQ, CI 47000, CI 616565, CI 26100

(zdjęcie ze stycznia, od tamtej pory użyłam Amli jeszcze kilka razy)


Do napisania tej recenzji zabierałam się kilka razy, ale zawsze odkładałam ją na później mówiąc sobie: dam jej jeszcze jedną szansę. Wczoraj użyłam jej po raz kolejny i stwierdzam: mimo prób zaprzyjaźnienia się z Amlą, nie polubiłyśmy się i muszę napisać niepochlebną opinię.

W zasadzie nic mi się nie spodobało.

Opakowanie - może i schludne, ale nieporęczne, zachlastałam pół łazienki nakładając olej na włosy. Trzeba przelewać go na spodeczek, inaczej połowa się marnuje.

Konsystencjaniemal wodnista, co utrudnia nakładanie.

Zapach - za pierwszym razem stwierdziłam, że ładny, choć szalenie intensywny, orientalny, ciężki i przypominający kadzidło. Za każdym kolejnym coraz bardziej mnie drażnił. Jest straszny! Przez niego olej nie nadaje się do aplikacji na noc - nie ma mowy o spokojnym śnie. Pozostałości kadzidła czuć nawet po umyciu (właśnie sprawdziłam ;-) ).

Działanie - no i tutaj muszę się głęboko zastanowić. Testowałam Amlę na różne sposoby - na sucho, na wilgotne włosy, pod czepek i ręcznik, bez czepka i ręcznika, na godzinę i na noc (zdarzyło się raz!), na włosy, na skalp. Stosowałam, myśląc, że skoro wszystkim się podoba, a mi nie, to coś robię źle. Ale to chyba nie kwestia aplikacji, a składu i indywidualnej reakcji. Nie zauważyłam, by obietnice producenta zostały spełnione. Niezależnie od metody, włosy były takie sobie (albo takie jak wcześniej, albo dużo gorsze). Czasem były przeciążone i brzydkie już po kilku godzinach od umycia - tak mam teraz. Zmyłam ją dokładnie i wczoraj włosy były normalne, ale dziś już mam wrażenie, że są brudne.

Zdecydowanie nie jest to olej dla mnie (może to przez parafinę w składzie). Pokładałam w nim wielkie nadzieje, a teraz myślę, co zrobić z połową opakowania, bo tyle mi zostało.